piątek, 22 sierpnia 2014

Moje Camino de Santiago


Moje i Madam T spotkanie z Camino de Santiago.

Zimne majowe popołudnie w znanych wszystkim Mikołajkach.
Po zacumowaniu na kwaterze, idziemy się przejść. Jutro zacznie się młyn: w górującym nad
Mikołajkami hotelu rozpoczną się przygotowania do kolejnego kongresu. My z ekipą będziemy tam stawiali dekoracje.
Nabrzeże, z każdym rokiem ładniejsze, jest opustoszałe. Nieliczne łodzie kołyszą na cumach.
Wiatr wieje i z każdą chwilą robi się zimniej. Wiatr zagania i nas, na pomost jakiejś jeszcze otwartej kawiarni. Samoobsługa i po chwili siedzimy przy kawie i lampce brandy przy stoliku w ogródku.
Zimno i w ogródku? Ano tak, odbędzie się bowiem rytuał kawy i cygara, niezmiennie o tej porze odprawiany przez Madam T.
Nuda taka jak w mordobijskim powiecie, Madam grzebie w torbeczce w poszukiwaniu zapalniczki.
Błysk, dym i westchnienie rozkoszy. Ale ręka natknęła się jeszcze na coś.
Bilet z lottomatu krzyczy wielkimi literami: kumulacja x milionów!
Za dwa dni może on zmienić nasze postrzeganie świata.
A co byś zrobił jakbyśmy wygrali?- dobiega zza filiżanki pytanie.
Ale co? Kumulację?
Aha- teraz dym przesłania twarz Madam.
Poszedłbym na pielgrzymkę do Santiago de Compostela!
Cisza.
- To jakieś siedemset kilometrów pieszo.
Dym zgęstniał. I cisza.
-To fajne przeżycie.
Fala uderzeniowa powietrza zachwiała pobliskimi drzewami.
-Coooo? Mam iść pieszo nie wiadomo gdzie? A gdzie spać? myć się?
-No, są takie oberże, a pranie rozwiesza się na sznurku między plecakami, i tak idzie.
-Chyba jesteś głupszy niż myślałam- Punkt żarzącego się cygara rozświetlił szarość popołudnia.
-Dlaczego? Spytałaś, dostałaś odpowiedź- Nie poddawałem się.
-Za taką kasę to trzeba Maszce pomóc, życie urządzić!
- Taka pielgrzymka to też urządzenie życia.
- No przecież ty nie jesteś katolik, do Częstochowy idź.
- Po co? Bóg nie ma z tym nic wspólnego. Chcę zobaczyć jak to by było.
- Dobra, jak wygramy, pomyślimy.
- Tu nie ma co myśleć. Ja już zdecydowałem.
Minęły lata.
Przestaliśmy być państwem Kobuszewskimi- zostaliśmy Tatjanami.
Wygrać też nie wygraliśmy.
Letnie popołudnie tego roku.
- Wiesz co? Przemyślałam sprawę.
-Jaką?
- Tej pielgrzymki. Na jesieni możemy pójść.
- Zimno będzie.
- To co, zagrzejemy się w marszu.
Pozbierałem szczękę z podłogi.
-No to idźmy.
Camino de Santiago bój się! Przybędziemy na pewno!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz