wtorek, 22 lipca 2014

"What should we think about death?" Narrated by Stephen Fry - That's Hum...

Dziadek Katański wspomnienie w imieniny

najważniejszy sen

Bolała mnie głowa. od 15 roku zycia. początkowo rzadko; raz na pół roku. Potem powoli coraz częściej. Gdy poznałem Madam T miałem tę przyjemność co kwartał. Ból był co raz dotkliwszy, pojawiał się znienacka i ścinał mnie z nóg. Proszki, jakieś domowe sposoby nic nie pomagały. Strategia była prosta: zmęczyć się, porzygać i inne znane chłopcom sposoby.
Życie toczyło się naprzód, ale ból wzmagał się z każdym rokiem. Saridon: taki ówczesny proszek przeciwbólowy był dodatkiem smakowym do codziennego jedzenia. 

Nie rezygnowałem: każdy lekarz na pierwszym spotkaniu zaczynał od pomiaru ciśnienia, póżniej doszedł rezonans magnetyczny i inne cuda. 
Miałem z rezonansem zabawną przygodę. W prywatnej lecznicy bylo to urządzenie w formie tuby w którą delikwent wjeżdżał leżąc na wózeczku. Pielęgniarki ułożyły mnie na nim i uruchomiły maszynerię. Po czym schowały się w dyżurce- promieniowanie szkodzi. Rura wąska, ja dość gruby. 

Zaciąłem się! Na moje krzyki siostry wbiegły do pokoju i pierwsze pytanie : czy ma pan klaustrofobię? 
Natychmiast ją u mnie wywołało. Po kilku minutach z pomocą elektryka wyciągnęły mnie i poprosiły bym więcej nie przychodził. Na pocieszenie dały adres miejsca gdzie była maszyna innego typu.
Tam po krótkich negocjacjach zostałem prześwietlony. 
Nic nie widać - stwierdził lekarz.
Wkrótce zostało już tylko badanie snu.

Albo zakończenie tego nierównego pojedynku. Ta myśl powoli zaczynała się pojawiać, krążyła za uszami.
Sytuacja pogarszała się. Ja, mający doskonałą pamięć, zaczynałem zapominać co się do mnie mówi, praktycznie natychmiast po wybrzmieniu kwestii.  
Pomyślałem że może uzależniłem się od saridonu. Postanowiłem go czymś zastąpić. Nic nie dało. 
Zacząłem robić mieszanki: Saridon, Aspiryna, Nurofen. 
Wszystko jedno, boli dalej.
W marcu 2004 doszedłem do ściany.  
Łeb bolał mnie drugi dzień. Ale inaczej niż wcześniej. Głowa pękała z przodu i z tyłu, dotąd bolał zawsze któryś bok. 
Odprowadzony zrezygnowanym wzrokiem Madam T poszedłem się położyć.


Szedłem w dół ulicy Książecej. Po stronie gdzie jest murek. Znałem tę drogę: pokonałem ją setki razy. Z i do przedszkola, idąc czy wracając z miasta na Ludną gdzie wtedy mieszkałem. Patrząc w przód dostrzegłem idącego w dół ulicy Dziadka Katańskiego. Wyprostowany, jak zwykle ubrany z wojskowym szykiem, ubranie przypominało angielski mundur. 
Resztka świadomości szepnęła: Katański nie żyje.
Dogoniłem Dziadka, i powiedział:
- O, dobrze że jesteś. Mam jedną sprawę do załatwienia i będę wolny. 
Przyjrzałem się mu dokładniej: to co przypominało mundur- było kompletnym łącznie z beretem mundurem angielskim. 
-Zostawię papiery i już! - Powiedział Dziadek. Staliśmy przed budynkiem którego wtedy nie było. Za to byl w tym miejscu nieczynny publiczny kibel. A teraz patrzyłem budynek w stylu ni to kolonialnym, ni to wojskowym. 

Drzwi otworzyły się i Dziadek ruszył do środka, ja za nim. A w środku- Angielska kancelaria pułkowa; za biurkiem Hindus w mundurze, z tyłu też Hindus z Anglikiem chyba podoficerowie.
Robak z tyłu głowy powiedział: niemożliwe! przecież tu jest kibel!
Ale Dziadek zasalutował, podał papiery. Hindus wstał odebrał je, jeszcze pokwitowanie, i już byliśmy za drzwiami.

-Na dziś koniec - oznajmił.
Ruszyliśmy dalej, już Ludną po stronie szpitala. Tam jest taki łuk idący w lewo, i wiecznie zapchany samochodami. 
-O! I Stasiek jest! -usłyszałem głos Dziadka.
Reczywiście, naprzeciw szedł Ojciec. W granatowym garniturze, rozpięta koszula pod szyją, w ręku gazeta. Idealny portret, Ojciec spędził całe życie w garniturze,  i inaczej go sobie nawet dziś nie wyobrażam. 
Idziemy z Dziadkiem w jego kierunku, gdy nagle, Ojciec zainteresował się czymś między stojącymi samochodami.
Dochodzimy do niego i między samochodami widzę całą gromadkę moich ciotecznych bratanków i siostrzenic- i te małe dzieci płaczą.
-Co się stało? 
-Umarł- piszczą- wujek umarł!

Błyskawica przeszywa mi głowę - kto umarł? Katański nie żyje już dawno, Ojciec wiem że żyje.
Ja! Ja umarłem!  Podrywam się na równe nogi. 
Zbiegam na dół, biorę dokumenty
- Jadę do lekarza! - mówię głośno.

Ostatnia szansa.
Po wejściu do gabinetu i oznajmieniu o powodzie wizyty lekarz łapie za ciśnieniomierz.
-Po co? nie mam z tym problemów .
-Rutynowo.
Przyrząd pokazuje 220-180.
Lekarz patrzy na mnie i pyta : -Skąd pan się tu wziął?
-Mamusia urodziła!
Nie to! Jak pan się tu dostal?
-samochodem przyjechałem, bo co?
Bierze mnie za rękę i prowadzi gabinetu zabiegowego.
-Położyć się!
Ładują mi jakieś tabletki pod i na język.
Pomiar ciśnienia co pół godziny.
Spędziłem tam chyba osiem godzin, faszerowany tabletkami i z ciśnieniem mierzonym i zapisywanym przez Strzykawę.

Wieczorem wyjeżdżam do domu z receptą. Te proszki towarzyszą mi do dziś. Accupro i Tertensif SR.
Po tygodniu łapię się że głowa mnie nie bolała ani razu. I już nigdy nie bolała.
Choć to, że będzie jakieś zamieszanie w pogodzie wiem z dużym wyprzedzeniem.

Dziadek Katański, a właściwie Bolesław Katański  śnił mi się tylko ten jeden raz.    
Dziś miałby imieniny.